Dziesięć dni temu wróciłam z rejsu po Mazurach. Wiało, było zimno - jednego dnia siedziałam w dwóch polarach i nadal się trzęsłam. Żagle rozkładaliśmy sporadycznie, bo wiatr był zbyt silny, jak na umiejętności naszej załogi.
Potem siedziałam tydzień na działce - żar lał się z nieba, o siedzeniu na tarasie na huśtawce i robieniu na drutach można było zapomnieć. Gdy tylko wychodziłam na dwór, fala gorąca zwalała mnie z nóg.
Gdyby to uśrednić, pogoda byłaby super - i na działkę i na żagle.
Próbowałam dziergać. Na żaglach nie było kiedy, bo to tylko tak na zdjęciach wygląda, że człowiek leży i się opala. W rzeczywistości co chwilę trzeba coś robić - a to stawiać żagiel, a to go zwijać w wielkim pośpiechu, a to składać maszt, a to coś wiązać, a to chronić burty odpychając się pagajami od innych jednostek pływających...
Najbardziej dziewiarskie było wiązanie węzłów - skądinąd przyjemne zajęcie.
No i jeszcze układanie liny, tak by można ją było swobodnie luzować, bez obaw, że w krytycznym momencie się zaplącze. Się zwijało włóczkę, się wie jak nitka powinna leżeć.
Nauczyłam się ponadto wielu nowych słów i wyrażenia takie jak "weź to zaknaguj" albo "lewy foka szot luz" czy też "zbuchtuj talię" nie są już dla mnie tajemnicą. Wiem też, co to jest topenanta i rumpel.
Na działce z kolei do wszystkiego się kleiłam, ale udało się skończyć (wreszcie) chustę First Snow. Jak pochowam nitki i ją trochę wyprostuję, to pokażę. Na razie jest za gorąco.
Teraz siedzę w domu i nęci mnie haftowanie. Zaczynam więc szalony projekt. Jego szaleństwo może nie jest jakieś bardzo duże - polega na tym, że jest to projekt, w którym mam zamiar eksperymentować ze ściegami i kolorami.
Na kanwie narysowałam dwa identyczne prostokąty (mniej więcej 7 na 15 cm) i jeden z nich już podzieliłam na pola.
Mam taki superowy flamaster - nie dość, że ma cienką końcówkę, to jeszcze schodzi z materiału tylko pod wpływem wody (te co znikają po upływie x godzin to jakaś porażka). Trzeba tylko uważać, żeby go najpierw dobrze wyprać (moczenie w zimnej wodzie wystarcza), a potem prasować. Odwrotna kolejność skutkuje utrwaleniem linii.
Mam też bazę kolorystyczną:
Czyli szeroko rozumiane żółcienie, czerwienie i brązy. Ale ograniczeń nie ma - jak się urodzi pomysł na inny kolor, to nie będę się hamować.
Później z tych prostokątów coś uszyję. Jeszcze nie wiem do końca - co. Pewnie coś w stylu kosmetyczki.
Tak mi właśnie przyszło do głowy, że kolory, które wybrałam doskonale pasują do pogody...
Ja na kanwie narysowałam kratkę długopisem i teraz się zastanawiam czy zejdzie:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBoję się, że może być problem. Jakby co to można próbować spirytusem, albo zahaftować.
UsuńPozdrawiam :)
O spirytusie nie wiedziałam bo zahaftować się nie da:) pozdrawiam
UsuńSzczerze mówiąc nigdy tego sposobu nie sprawdzałam, a jedynie słyszałam, że plamy z długopisu można usuwać spirytusem. Ale może zadziała.
Usuń