piątek, 19 czerwca 2015

Odpowiednie dać rzeczy słowo

Od ładnych paru lat bardzo interesują mnie słowa - ich pochodzenie, zakres znaczeniowy. To zainteresowanie zaszczepił mi nauczyciel... fizyki - znający biegle pięć języków i swobodnie przerzucający się między nimi.

Łacinniczka z którą kiedyś rozmawiałam na tematy lingwistycznie stwierdziła, że dziwnym trafem z fizykami zazwyczaj świetnie jej się rozmawia. Być może dlatego, że fizycy dbają o precyzję wypowiedzi - a zatem muszą używać słów w sposób przemyślany. Pewnie jeszcze lepsi pod tym względem są matematycy.

W każdym razie skutkiem moich zainteresowań jest to, że od czasu do czasu zadaję sobie pytanie, czy aby dane słowo w tym kontekście jest poprawnie użyte, bądź też jaki może być polski odpowiednik danego słowa.

Nie jestem jakąś purystką językową. Nie mam nic przeciwko wyrażeniom obcojęzycznym - zwłaszcza, gdy polskiego odpowiednika brak, acz drażni mnie "market" zamiast "sklep" na szyldzie - chodź to słowo już jest w internetowym słowniku języka polskiego.

Sama używam słowa "selfenergia" (częściowo spolszczone "selfenergy") - do tego stopnia, ze gdy trzeba było spisywać pracę magisterską, musiałam pytać promotora, jak to właściwie jest po polsku ("energia własna" - gdyby ktoś chciał wiedzieć).
Doceniam też to, że angielskie słowa są zazwyczaj krótsze.
Polski termin "przesunięcie ku czerwieni" występujący w astronomii ma angielski odpowiednik "redshift". Krócej, szybciej i zgrabniej.

Ale z drugiej strony szkoda mi pewnych słów, które odchodzą w zapomnienie.
Sprzedawczyni w "markecie" na słowa "bochen chleba" zareagowała totalnym osłupieniem i dopiero "poproszę jeden chleb" okazało się zrozumiałe.
Na organizowanych swego czasu klasówkach użycie terminu "o zgrozo" skutkowało pytaniem dziecka, co to w zasadzie znaczy i czy to nie są jakieś dane do zadania?
Dlatego jestem zdania, że o polski język trzeba dbać i rozwijać go zgodnie z zasadami.
Stąd też zaczęłam się zastanawiać, jak można by spolszczyć niektóre terminy robótkowe.

Na przykład - patchwork.
Patch - to łatka. W "Domku na prerii" dziewczynki zajmowały się zszywaniem kołder z łat - czyli właśnie patchworkiem.
Ale zszywanie z łat brzmi jakoś nieładnie. Zupełnie nie kojarzy się z bajecznie kolorowymi patchworkami tylko z czymś zgrzebnym.
Ale jak to nazwać? Mozaiką? Nie każdy patchwork przypomina mozaikę.

Albo technika hafciarska needlepoint. Jest to odmiana haftu liczonego - i w sumie to jest chyba jej najbardziej charakterystyczną cechą. Bo nie jest to ani haft czarny (blackwork) ani haft florencki, ani hardanger (ta nazwa chyba też pochodzi od nazwy miejsca), ani haft krzyżykowy...
Przydałoby się mieć jakiś polski odpowiedni.  Nawet ot tak - tylko dla zabawy i  dla zasady.

Przydałoby się też ujednolicić polską terminologię. Czytając niektóre opisy schematów w gazetkach i porównując z symbolami mam często wątpliwości, czy "półsłupek" oznacza rzeczywiście półsłupek, czy może słupek albo oczko ścisłe.
A właściwie nie tyle ujednolicić - bo czym jest słupek i czym się różni od półsłupka, to każda szydełkująca wie, ale upowszechnić zwyczaj, że gdy się coś tłumaczy, to się pyta ludzi zajmujących się daną dziedziną jak się coś nazywa.

A gdyby tak... powołać Rękodzielniczą Komisję Językową?
Myślę, że obrady takiej komisji mogłyby być bardzo zabawne. I - co więcej - byłaby to jedyna komisja, której członkowie zajmowaliby się podczas obrad rękodziełem. No bo jak? Siedzieć, gadać i NIC nie robić? To przecież nie do pomyślenia...

2 komentarze:

  1. Świetny post. Sama kiedyś zastanawiałam się czemu nie istnieją polskie nazwy/odpowiedniki w rękodziele? Polski język choć trudny jest piękny. A coraz więcej ludzi używa zapożyczeń z angielskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami używają zapożyczeń, bo czasem nie ma dobrego polskiego słowa (być może jeszcze). Żeby takie słowo miało sens, musi się przyjąć - inaczej nie spełni swojej podstawowej funkcji.
      Dlatego może trzeba powymyślać, wprowadzić i będzie.

      Usuń